W miesięczniku Nowe Życie Gospodarcze (nr 1/2 2013) ukazał się wywiad z Prezesem Marani Sp. z o.o. w Zabrzu dr Markiem Madejem „Do przodu za wszelką cenę”.
Rozmowa z Markiem Madejem, prezesem zarządu Marani Sp. z o.o.
Marani działa na rynku 20 lat. To w polskiej rzeczywistości gospodarczej pewnie ze dwie epoki. Proszę spojrzeć wstecz: jaka była firma na początku? Czy już wtedy planował pan ekspansję – na przykład na azjatyckie rynki? A może startował pan po prostu z nadzieją na przetrwanie? A zatem – jak to było?
Nieprawdą jest, że pierwszy milion trzeba ukraść. Zaczynałem tak, jak większość osób, które znalazły się poza przedsiębiorstwami państwowymi 20 lat temu – w handlu.
Handel tkaninami polskich fabryk na wewnętrznym rynku. Tworzenie nowych kanałów dystrybucji, opartych na zasadach wolnego rynku. Bez kapitału, za to z ogromnym zaangażowaniem. Praca od rana do zmroku. Umowy agenta handlowego, komisu. Praca, praca i jeszcze raz praca. Dzisiaj powiedzielibyśmy mądrze – przedsiębiorczość. Nikt nie uczył nas, jak zrobić biznes z niczego. Nie myślałem o przetrwaniu. Zawsze myślałem o rozwoju. Do przodu. Za wszelką cenę.
Rozwój gospodarczy Polski musiał oddziaływać na pana wybory biznesowe. Transformacja przeorała rynek, w poprzedniej dekadzie znikały całe branże, pojawiały się nowe, inaczej zarządzane, działające na rynku w nowoczesny sposób. Jak odnalazł się pan w tym otoczeniu?
Zmiana ustroju dokonywała zasadniczych zmian w kanałach dystrybucji. Koniec państwowego monopolu handlu, koniec centralnego rozdzielnictwa, obowiązkowych dostaw, obowiązkowych pośredników. Trzeba było szukać nowych sposobów dotarcia z towarem od producenta do klienta. W tym się znalazłem i tę szansę wykorzystałem. Zanim polski przemysł lekki – a przede wszystkim producenci tkanin – upadł, zarobiłem pierwsze pieniądze. Chciałem wziąć udział w prywatyzacji tych przedsiębiorstw, ale państwo szybko część z nich doprowadziło do upadku, a resztę wprowadziło do narodowych funduszy inwestycyjnych, co także było równoznaczne z ich upadkiem. Zmieniłem zainteresowanie biznesem. Zająłem się zaopatrzeniem dużych przedsiębiorstw przemysłowych w specjalistyczne urządzenia oraz dostawę sprężonego powietrza z własnych sprężarkowni na terenie klientów.
W rozwoju każdej firmy są momenty krytyczne. W przypadku przedsiębiorstw prywatnych najczęściej zagrożenia pojawiają się po osiągnięciu pewnego pułapu, gdy trzeba wybierać między stanem dotychczasowym a rzuceniem się na głęboką wodę: trzeba przejść na inny sposób zarządzania, podzielić się kompetencjami z wynajętymi menedżerami, zaufać obcym. Czy tak było w przypadku Marani?
Nauka dowodzi, że taki krytyczny moment dla szybko rozwijającego się przedsiębiorstwa nadchodzi między 8. a 10. rokiem życia firmy. Ten etap Marani ma za sobą. Pozostałem prezesem firmy, ale przekazałem zasadnicze kompetencje swoim dyrektorom. W zasadzie nie biorę udziału w operacyjnym zarządzaniu firmą – skupiam się na rozwoju. Dwa lata temu od Ministerstwa Skarbu Państwa kupiliśmy Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Elementów i Układów Pneumatyki w Kielcach. Ten zakup otwiera nowy kierunek biznesowy, jakim jest produkcja elementów pneumatyki, automatyzacja procesów przemysłowych w oparciu o pneumatykę. Nawiązaliśmy bliską współpracę z Politechniką Świętokrzyską w Kielcach. Chcemy wrócić z rozwiązaniami OBREiUP w Kielcach na rynek. Tak, jak było to przez ponad 40 lat. Wydajemy czasopismo naukowo-techniczne „Pneumatyka”, w którym przedstawiają swoje prace naukowe pneumatycy ze wszystkich ośrodków akademickich Polski. Prowadzimy podstawowy dla branży portal tematyczny www.pneumatyka.com. Tworząc tak zróżnicowaną grupę, mam co robić jako prezes Marani.
Wśród wielu branż, które Marani obsługuje, przoduje przemysł ciężki – kopalnie, huty, przemysł metalowy. Nowe technologie też jednak potrzebują gazów odpowiedniej jakości. Czy ta proporcja, z przewagą przemysłów tradycyjnych, nie jest ryzykowna?
To prawda. Wyspecjalizowaliśmy się w zaopatrywaniu przedsiębiorstw przemysłu ciężkiego w sprężone powietrze i azot. Nie oznacza to jednak, że nasza usługa dla tych sektorów jest niższej jakości. Część sprężonego powietrza służy do napędu maszyn. Jednak większość tego medium służy do sterowania procesami produkcyjnymi. To jest odpowiedzialna usługa.
W kopalniach duża część naszego powietrza jest wykorzystywana do rozrzedzania metanu, do napędów hamulców wież wyciągowych. Nie muszę mówić o ważności tych zagadnień. Nasza historia biznesowa wiąże się ściśle z restrukturyzacją przemysłu ciężkiego na Śląsku i w Stalowej Woli. Wszędzie tam zastępowaliśmy wysoko energochłonne urządzenia nowymi, bardzo energooszczędnymi, o elastycznych układach funkcjonowania. Jednak widzę potrzebę wkraczania do sektorów o technologiach bardziej nowoczesnych.
Restrukturyzacja wielu przedsiębiorstw przemysłowych skutkuje outsourcingiem niektórych składników kosztów, co jest korzystną tendencją dla pana firmy. Czy potwierdza pan to zjawisko?
Każda restrukturyzacja zaczyna się od rozdzielania tego, co core-business od tego, co noncore-business. W tych ogniwach łańcucha wartości, gdzie zlokalizowany jest core-buisiness klient musi utrzymywać własne, cenne, rzadkie, trudne do imitowania zasoby oraz dbać o rozwój kluczowych kompetencji. Resztę można oddać na zewnątrz w outsourcing. W ogniwach łańcucha wartości, które są noncore-buisiness klient nie musi posiadać zasobów. Wystarczy mu dostęp do cudzych zasobów i kompetencji. Taki jest współczesny model biznesu. Nie da się utrzymywać przewagi konkurencyjnej w każdym ogniwie łańcucha wartości. To nie problem oszczędzania składników kosztów. To potrzeba elastyczności zasobów w otoczeniu biznesu, które coraz częściej określamy mianem chaosu.
Zauważyłem, że oprócz outsourcingu oferujecie inne rozwiązania finansowania współpracy, m.in. contracting, dzierżawę z opcją wymiany i gwarancję leasingu. Są to bardzo atrakcyjne rozwiązania. Co wybierają kontrahenci?
Oferujemy, ale klienci preferują outsourcing. W polskim przemyśle jest już duża grupa 40-latków, którzy outsourcing uważają za model biznesowy. Oni widzą, że dostęp do cudzych zasobów i kompetencji wymaga ukształtowania właściwych relacji. Postęp technologiczny powoduje, że samo nabycie urządzenia nie gwarantuje jego właściwego funkcjonowania. Urządzenia są coraz bardziej skomplikowane. Tak jak samochody. 30 lat temu jeździliśmy małymi fiatami i każdy z nas umiał za pomocą kija i złotówki uruchomić pojazd. Dzisiaj? Jeśli samochód stanie na drodze, to pozostaje nam tylko telefon komórkowy, laweta i zastępczy pojazd. Nie naprawimy samochodu sami. Nie zrobią tego nawet nasi mechanicy czy elektrycy w firmie. Komputer w samochodzie jest zbyt skomplikowany. Dzięki temu jednak samochód spala kilkakrotnie mniej paliwa niż ten sprzed 30 lat. Tak samo z urządzeniami technicznymi w przedsiębiorstwach. Chcemy mieć sprężone powietrze, tak samo jak energię elektryczną, wodę, gaz, łączność. Czy z tego powodu mamy budować własną elektrownię, gazownię czy ujęcie wody? To już za nami.
Czy oferta zdalnego monitorowania jakości sprężonego powietrza (e-monitoring) znajduje zainteresowanie klientów?
Wszystkie nasze urządzenia są połączone przez internet z własnym serwerem. On line widzimy przekraczanie stanów krytycznych np. temperatury, zabrudzenia filtrów itp. To pozwala przewidywać zatrzymanie sprężarki czy całego układu sprężarek (awarię) z wyprzedzeniem dziesięciu dni. Można w tym czasie dokonać przeglądu czy naprawy, zanim awaria nastąpi. Inteligentna technologia nie tylko obniża koszty funkcjonowania, ale przede wszystkim jest bazą (wraz z ISO) Systemu Zapewnienia Ciągłości Dostaw. Dlatego jesteśmy uważani przez klientów za bardzo dobrego operatora technicznego. Wspomnieć należy, że centralne sterowniki, które zarządzają grupami sprężarek automatycznie, bez udziału człowieka, dostosowują ilość sprężonego powietrza do aktualnych potrzeb klienta. Klienci powszechnie korzystają z naszych rozwiązań e-monitorigu. Czasami podłączamy nasze urządzenia do ich centrum dyspozytorskiego, częściej jednak korzystają z naszej platformy serwisowej marani 24.
Otwarty rynek europejski stworzył szanse, ale przyniósł zagrożenia: dziś Marani działa za granicą, stamtąd jednak napływa konkurencja. Jak pan się czuje na wielkim, europejskim rynku? Co jest dla Marani szansą, a co zagrożeniem?
W ubiegłym roku utworzyliśmy w Hesji Marani GmbH, a w końcu 2012 roku kupiliśmy w Zwickau firmę serwisową z 17-letnim doświadczeniem. Widzimy ogromne możliwości rozwoju naszego biznesu w Niemczech. Outsourcing jest modelem biznesowym, który tam jest znany, choć nie jest powszechny. Niemcy są dla nas szansą rozwoju na najbliższe lata. Tym bardziej że mamy własne zarówno sprężarki, jak i pneumatykę. Pod nazwą Marani.
Czy euro przyniesie Marani korzyści? Jakie?
Usługę outsourcingu w Niemczech prowadzimy z wykorzystaniem niemieckich zasobów. Jednak dużą część komponentów do produkcji sprowadzamy z Chin. Montaż następuje w Polsce. Rozliczamy się zarówno w euro, jak i w dolarach. Sadzę, że przyjęcie euro uprościłoby znacznie biznes. Ryzyko kursowe dziś jest za wysokie. Trzymam kciuki za szybkie wprowadzenie euro. Dziś to biznes najbardziej traci na braku euro. Skupmy się na uzyskiwaniu przewagi, a nie traćmy czasu na prognozowanie kursu.
Marani stara się wejść na rynki azjatyckie, zwłaszcza chiński. Czy pana oferta jest konkurencyjna? Chińskie usługi i produkcja przemysłowa znane są z niskich i, dzięki temu, bardzo atrakcyjnych cen. Jak pokonać Chińczyków?
Nasze wejście na chiński rynek, jak na razie, nie okazało się sukcesem. Mamy tam spółkę j.v z chińskim partnerem. Chiński przemysł potrzebuje rewolucji w zakresie usług serwisowych. To jednak dopiero przyszłość. Znacznie lepiej wiedzie się nam w zakresie współpracy z chińskimi producentami. Mamy w Szanghaju swoje biuro handlowe. Możemy pochwalić się licznymi handlowymi powiązaniami, które mają już prawie 10-letnią historię. Nauczyliśmy się, jak rozmawiać, handlować, wymagać, aby ta współpraca była owocna i długoletnia. To wielkie doświadczenie i bezcenny kapitał, jaki zebraliśmy przez te lata. A chińskie ceny nie są już tak atrakcyjne. Niektóre są już wyższe niż w Polsce. Chińskie przedsiębiorstwa wprowadzają innowacje i stają się konkurentami dla amerykańskich i europejskich. Za parę lat będą tym, czym dzisiaj są Japończycy i Koreańczycy.